niedziela, 9 lutego 2014

takie tam... na szyję

Dziś zostałam zmuszona do wstania o nieludzkiej porze (5:50) dlatego nie mam siły na ładny i szczegółowy a przy tym merytorycznie wartościowy i miły tekst o tym co ostatnio poczyniłam, dlatego...
do niniejszego posta, dołączam fotorelację z etapów powstawania mojego najnowszego cacuszka.
Zapraszam.


[edycja]
Wyspałam się i stwierdziłam, że jednak tydzień mojej mozolnej pracy i dłubania powinien zostać godnie opisany.
Przede wszystkim inspiracją do stworzenia tegoż cacuszka było znalezienie przeze mnie grubego łańcucha (jak na obrazku poniżej), który można kupić na metry. Podobnie jak w przypadku sznurka marynarskiego o którym się rozwodziłam już niejednokrotnie, np tutaj, tak i z łańcuchem, żeby gdzieś go znaleźć, to gorzej niż za komuny z papierem toaletowym. Ale udało się.
Swoją drogą, to dzięki mojemu bratu, który potrzebował 15 m rzepy i w tym celu zabrał mnie do hurtowni dodatków krawieckich. Stwierdził, cytuję, "może sobie coś tam znajdziesz", a tuż po przekroczeniu progu tejże hurtowni powiedziałam mu "nie wiesz, gdzie mnie przywiozłeś!"
I tak, on już dawno czekał na mnie w samochodzie ze swoją rzepą, a ja szalałam między półkami, wypychając koszyk.
Na czym to ja skończyłam... a tak.

Nie ja pierwsza wpadłam oczywiście na pomysł takiego rodzaju naszyjnika. W sieci i na ulicach też coraz częściej widać takie biżu.
I sama byłam nękana pytaniami o tego rodzaju biżuterię. Byłam do niej sceptycznie nastawiona, serio. I do zrobienia tego naszyjnika robiłam kilka podchodów. Na szczęście z pomocą przyszła mi mobilizująca do pracy okazja, jaką było wielkie wyjście na musical "Deszczowa Piosenka" w teatrze Roma. Niestety niebawem to świetne przedstawienie spadnie z afisza, ale tym którzy nie zdążą zobaczyć na żywo, polecam serdecznie film z Gene Kelly w roli głównej. Też pierwsza klasa, a i Youcandansy i Tańce z gwiazdami mogą czyścić mu buty.
Znów odbiegłam od tematu...
No właśnie. Postanowiłam sobie, że takie coś na szyi mieć będę, kiedy pójdę słychać jak pan Kordek śpiewa i pląsa.



Współpraca z łańcuchem początkowo była trudna. Nie robiłam tego wcześniej, dlatego szło mi opornie. Łączenie kolejnych warstw też odbywało się metodą prób i błędów.
Tutaj najpierw wyszydełkowałam jedną stronę łańcucha półsłupkami na szydełku a następnie sznurek marynarski (tak dla przełamania faktury) przyszyłam żyłką do sutaszu.


I żeby jeden łańcuch nie czuł się osamotniony, przyszyłam drugi.


Kolejna porcja kordonka. I odcieniowe omre :D



Teraz jasna zieleń, w sumie seledyn...


...i trochę khaki.


Tak się prezentuje całość przed dodaniem bajerów. Postanowiłam sobie, że to będzie coś "na bogato".

W tym celu pomiędzy oczkami łańcucha umieściłam małe, perłowe turkusowe koraliki (doszyłam na żyłkę)


Po starych kolczykach modnych 7 lat temu, pozostały mi monetki z masy perłowej w lekko zielonkawym kolorze (tutaj na zdjęciu nie widać, ale wierzcie, są zielone)

 O tu już widać zieleń! i całość wraz z zapięciem, które jest moją innowacją;)


A to już w połączeniu z moją wczorajszą kreacją;) 

4 komentarze:

  1. Cacuszko super! Dla mnie zbędnym ozdobnikiem są te blaszki (ale to tylko moje widzimisię), ale połącznie łańcuszka z muliną (o ile się nie mylę) jak najbardziej na plus! Jaka cena? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. nieziemsko mi się podoba, ciężko mi było oderwać od niego wzrok, bardzo zwraca uwagę:) myślę, że mogłabyś zrobić całą taką serię w różnych wariantach i odcieniach.

    OdpowiedzUsuń
  3. oje, jak mi miło :) Dziękuję!
    Kruha- to jest kordonek,ale w sumie wygląda podobnie. A "blaszki" to masa perłowa;) nad ceną się nie zastanawiałam jeszcze, pewnie coś w okolicach 30-40
    Tuśka, wiesz, pomyśle na kolekcją pt. "łańcuch" :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Pomyśl pomyśl, bo to jest naprawdę piękne.

    OdpowiedzUsuń