sobota, 4 stycznia 2014

Malowanie trawy na zielono...

To o czym dziś chcę parę słów napisać, miało miejsce dosyć dawno, bo nie dość że w starym roku, to jeszcze był to jakiś zamierzchły październik.
W ramach mojego udzielania się w pracowni, miałam okazję pracować przy scenografii do reklamy, uwaga koreańskich kremów do twarzy :D (podobno tej firmie bardziej opłacało się kręcić materiał w Polsce niż u siebie).
Koncepcja była taka, by odtworzyć kawałek letniego lasu, łąki i brzegu rzeki w zamkniętej hali. Było to naprawdę bardzo ciekawe doświadczenie:) Pomijam fakt, tytułowego malowania trawy na zielono (serio, trawa, która imitowała szuwary na brzegu rzeki była maksymalnie wyschnięta. Po spotkaniu się z jasnozielonym sprayem, ściemniała i była taka szarozielona <Nika radzi: używając farb w sprayu w zamkniętych pomieszczeniach, najlepiej całą podłogę przykryć jakąś folią. Moja folia miała jakieś 2X3 metry, a obszar na którym farba osiadła, na ciemnej podłodze, objął jakieś 5X5 metrów. Się nastresowałam, czy się to da wyczyścić. Ostatecznie farba się zamiotła razem z kurzem z hali:>)

Obserwacja profesjonalnego planu reklamy była jednym z najbardziej interesujących doświadczeń w mijającym roku.
Poniżej zamieszczę kilka zdjęć które ukazują etapy powstawania planu. Zdjęcia są w jakości "telefonicznej" niestety. Na samym końcu zamieszczę link do kilku bardziej profesjonalnych fotografii na fanpage'u pracowni. Treść w sumie ta sama, ale jakość, wiadomo... bez porównania;)
O co tutaj chodzi w ogóle, pewnie zapytacie. Podest o wysokości chyba ponad metra, na którym mają "rosnąć" drzewa. Pnie były autentyczne, prosto z tartaku. Trawka zielona, to żywa trawa w rolkach, jej na szczęście malować nie było trzeba:) Żółte worki widoczne na zdjęciu, to kora, do obsypania lasu. Poszło jeszcze baaaaardzo dużo mchu. To z pierwszego dnia, spędzonego na planie.

Paprotki, choć ładne, są sztuczne. Swoją drogą, teraz ilekroć widzę w telewizji jakiś las, doszukuję się elementów świadczących o tym czy był sfabrykowany. Ten z teledysku do idiotycznej piosenki "What does the Fox say" z pewnością jest równie autentyczny jak ten na który patrzycie w tej chwili:D
Zielone drzewka to suche batyle, do których za pomocą cienkiego drucika bardzo starannie z całą grupą dziewczyn, przymocowywałyśmy gałązki ruskusa. Ponieważ temperatura na planie była wysowa, trzeba było je podlewać sowicie wodą, kilka razy dziennie. W cv mogę wpisać nie tylko malowanie trawy na zielono, ale również podlewanie lasu, jakkolwiek to brzmi :D

Pod koniec dnia, nie tylko ja fociłam las :D

Dzień drugi, już prawie nie widać czarnej fizeliny do której klejony był mech i dosypywana kora z żłótych worków. Swoją drogą, naprawdę pachniało lasem:)

Po ciężkich godzinach spędzonych nad klejeniem mchu, człowiek miał ochotę zdjąć buty i na bosaka połazić po trawce:) na zewnątrz było jakieś 8-10 stopni i paskudna pogoda...

A tutaj już z blueboxem czyli oczo*ebno niebieskim materiałem, na którym graficy komputerowi dorobią resztę lasu.  W patryjotycznych kolorach, jedna z dziewczyn sadzi kwiatki, oczywiście sztuczne;) w trawę. Łąka była naprawdę piękna :D

Nabrzeże. Tutaj było dużo roboty z fabrykowaniem "mokrych" korzonków. Ale chyba się udało:) I tu widać te trawy malowane przeze mnie

drzewko z ruskusa. Nie widać, że total "fejk" :D

Ostatni mój dzień na planie. Plan w całości. Super przygoda, fajne wspomnienia;)

Poniżej link do zdjęć "pro"
"zdjęcia pro"


1 komentarz: